Firma Lioele gościła już na moim blogu, kiedy opisywałam serum z kwasem hialuronowym i serdecznie polecam Wam ten wpis.
Dziś nadszedł czas na kolejny kosmetyk, którego używam już od dłuższego czasu, wobec czego już zaczynam recenzję.
Całonocne maseczki w Korei są bardzo popularne, ale nie nazywają się zwykle maskami, tylko kryją się pod nazwą "sleeping pack". O ich działaniu, potrzebie i umiejscowieniu w dziesięciostopniowym dbaniu o cerę napiszę w ramach dokładniejszego opisywania pielęgnacji koreańskiej. Jak na razie mamy opisane dwa pierwsze kroki oczyszczania tu i tu.
Maska dotarła do mnie w białym, kartonowym opakowaniu, ale o ile się nie mylę, teraz jest nieco nowsza wersja w błękitnym.
Info: całonocny kosmetyk nawilżający w postaci lekkiego żelu, zawierający wiele ekstraktów z roślin alpejskich, które dogłębnie nawilżają i pielęgnują skórę. Specjalna formuła zapewnia szybkie wchłanianie się, nie pozostawiając lepkiego osadu na skórze. Maseczka odpowiednia dla każdego typu skóry, zwłaszcza suchej i zmęczonej.


Wygląd: tubka o pojemności 120 ml. W środku kosmetyk w postaci błękitnego, lekkiego żelu.
Wrażenia: pierwsze co rzuca się w oczy po przeczytaniu składu - kosmetyk ma sporo ekstraktów roślinnych, jak portulaka pospolita, arnika górska, krwawnik pospolity, goryczka żółta, bylica, sorgo dwubarwne. Ale są też chemiczne cuda: butylenglycol, który jest substancją odpowiedzialną za prawidłowe nawilżenie skóry; cyklopentasiloksan, który jest silikonem, ale też i związkiem lotnym, wspomaga nawilżenie, ale nie przenika w głąb skóry. Gliceryna- działanie nawilżające; cethyl (...) lekki silikon, łatwo usuwa się wodą, wygładza i zmiękcza; chlorek sodu - substancja polerująca; dimethicone crosspolymer - lekki silikon, substancja przeciwpienna, nie powoduje zaskórników; sodium polystyrene (...)- powoduje czasowe napięcie skóry i chroni ją; kwas hialuronowy - nie trzeba przedstawiać; cl 42090 - barwnik odpowiadający za błękitny kolor żelu; parabeny, mające bardzo złą opinię (sama przez długi czas byłam ich przeciwniczką, póki nie zaczęłam głębiej studiować składników chemicznych). Pokutuje o nich zdanie, że są rakotwórcze. Naukowcy szybko się z tego wycofali, ale zła fama pozostała. A parabeny są odpowiedzialne za powstrzymywanie rozwoju patogenów i bakterii w kosmetyku, przez które mogłyby nam wyskoczyć spore niespodzianki na twarzy. Phenoxyetanol, będący konserwantem. Na końcu składu oznacza, że jest w małej ilości, więc nie powinien być szkodliwy. Disodium -konserwant, zapobiega zmianom barwy i postaci kosmetyku.
Kolor, konsystencja, zapach - bardzo przyjemne. Kolor jest błękitny, kojarzy mi się nieco z karaibskim morzem przy brzegu. Konsystencja żelowa, ale rozcierając kosmetyk mam wrażenie, że rozcieram wodę, zresztą na zdjęciu widać krople wody ( w zielonym kółku). Ciekawe uczucie. Zapach świeży, kwiatowy, delikatny.
Maseczkę nakładam na koniec pielęgnacji wieczornej i zostawiam ją na twarzy na całą noc. Wchłania się rzeczywiście bardzo szybko, nie ma możliwości, żeby sobie pobrudzić nią pościel. W zasadzie po paru minutach zapominam, że mam ją na twarzy.
Świetnie nawilża moją skórę i likwiduje paskudne suche skórki, pojawiające się po użyciu serum z It's skin. Likwiduje też uczucie napiętej i suchej skóry, a rano mam wrażenie, że jest ona jaśniejsza, delikatniejsza i znika gdzieś jej szarość.
Podsumowując: świetna maseczka, jeśli szukacie czegoś nawilżającego i kojącego. Bardzo dobrze odżywia skórę i jest to obecnie jeden z moich ulubionych kosmetyków. Ostatnio nieczęsto mi się to zdarzało, ale tym razem mocno polecam :)
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza
Dziękuję za każdy komentarz, to mocno motywuje.
Będzie mi również bardzo miło jeśli zaobserwujesz mojego bloga. :)