Jedna z najprzyjemniejszych części wyzwania, ponieważ mój nos jest strasznie czuły, wrażliwy i bardzo lubi ładne zapachy. Należę do osób, które zapamiętują sytuację zapachami.
Moim najukochańszym zapachem "od pierwszego niuchnięcia" jest Dune od Ch. DIORA.
Myślę, że ten zapach jest tym, który mnie określa i zostanie ze mną pewnie do samego końca jego, lub moich dni, bo mimo upływu lat piętnastu, odkąd po raz pierwszy udało mi się powąchać go u mojej bratowej w łazience, miłość do niego nie uleciała. :)
Giordani Incontro z ORIFLAME. Również należy do kategorii "eleganckich" zapachów, ale w przeciwieństwie do poprzednika, najlepiej czuje się w świetle dziennym. Dobrze się sprawdza na wszelkich biurowych spotkaniach, lunchach, czy wyjściach z przyjaciółmi. Ich zapach mogę określić jako kwiatowo-drzewno-piżmowy, więc na pewno nie wszystkim przypadnie do gustu. Ale uważam, że warto je wypróbować. Wytrzymują kilka godzin, więc trwałością nie powalają. Ale biorąc pod uwagę cenę, cudów nie oczekuję. Mimo wszystko uważam, że jest to piękny zapach, znacznie bardziej świeży od jego bardziej znanego brata - Giordani Gold.
Zapachem, którego używam dość rzadko, ale głównie ze względu na jego kiepską trwałość jest Spotlight z AVONu. Jak wyżej opisane Incontro - ten też należy do kategorii kwiatowo-drzewno-piżmowej. Jednak w przeciwieństwie do poprzednika ma w sobie coś drażniącego. Niby na początku zapach jest świeży i lekki, znacznie lżejszy niż Incontro i znacznie lepiej nadający się do zwiewnych, letnich sukienek, ale po pewnym czasie jego zapach potrafi po prostu irytować. Nie wiem czym to idzie, może jakieś sztuczne, chemiczne akordy?...W każdym bądź razie zapach ładny, trwałość średnia, można mieć, ale nie jest to "must have".
Na co dzień używam tego dezodorantu. Kiedyś urzekł mnie zapach balsamu tej firmy, ale było to Fior di Loto, które koleżanka przywiozła sobie z Rzymu. Niestety w Polsce ciężko było mi je znaleźć, teraz jest już trochę łatwiej. Na co dzień wybrałam TESORI d'ORIENTE o zapachu Viola del Nepal. Jest to typowo kwiatowy zapach, jego podstawę stanowi fiołek, ale nieco słodziej pachnący niż nasz fiołek, być może rzeczywiście nepalskie fiołki pachną inaczej... Mimo wszystko jest to piękny zapach, świeży i bardzo dziewczęcy.
Jak na dezodorant trzymają się dość długo, przynajmniej na mnie, ubrania pachną mi jeszcze co najmniej parę dni po nim. Jest dość tani, mi się udało namierzyć go (o dziwo) w Biedronce za jakieś 20 zł.
Jeśli ktoś nie ma wygórowanych zapachowych żądań i chce mieć coś, co nie zmienia nut zapachowych w trakcie noszenia, polecam ten zapach.
Lily of the Valley jest typowym orientalnym zapachem - ciężkawym, słodkim, zawierającym w sobie nuty kwiatowe i piżmo. Dla kogoś kto woli świeże zapachy, ten raczej nie będzie tym jedynym, ale komuś wolącemu nieco mocniejsze, ten jak najbardziej polecam.
Tak wygląda moja mała perfumeria. A Wasza?
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza
Dziękuję za każdy komentarz, to mocno motywuje.
Będzie mi również bardzo miło jeśli zaobserwujesz mojego bloga. :)