Jakiś czas temu (bardzo dawny
czas temu) w czeluściach internetu trafiłam na artykuł jak Japonki i Koreanki
dbają o twarz. Jakie one mają twarze, każdy widzi. Pomijam sprawę, że trochę to
też zależy od stylu żywienia, który od naszego różni się przeogromnie oraz
operacji i innego podejścia dermatologów do problemów skórnych, ale i tak -
dbanie o cerę nasze a azjatyckie, to niebo a ziemia.
Jesteśmy przyzwyczajone do tego, że
wieczorem zmywamy makijaż wodą micelarną/mleczkiem, potem może jeszcze opłukamy
twarz, a może nie. Zwłaszcza wrażliwcy z tego, co wiem, unikają dodatkowej
czynności, mogącej podrażnić ich delikatną skórę. A teraz przyznać się, ile z
was używa toniku? I większej ilości specyfików, a nie tylko kremu?
Ja przez całą swoją nastoletnią (i
dwudziestoletnią zresztą też) młodość wychodziłam z założenia, że w łazience
wystarczy mleczko, żel, krem i koniec. Reszta nie była mi potrzebna, a
pielęgnacja skóry twarzy to był upierdliwy obowiązek. Okazuje się, że tak nie
jest.
Jestem po lekturze Charlotte Cho -
Sekrety urody Koreanek. Nawet nie wiecie, jak ta książka otworzyła mi oczy.
Jak mówi autorka:" Świat
zachodni uważa, że w dbaniu o cerę jest tyle przyjemności co w nitkowaniu
zębów. W Korei to coś, z czego można czerpać przyjemność."
Zaciekawiona, zaczęłam się wgłębiać
w temat bardziej, szukając informacji na temat pielęgnacji azjatyckiej i tychże
kosmetyków.
Pierwsze kroki zostały już poczynione i w mojej szafce znajduję się parę
kosmetyków z tamtejszych stron.
Krok pierwszy - oczyszczanie.
Według Cho, oczyszczanie to nie
tylko likwidowanie brudu, czy makijażu, ale też wolnych rodników, które
gromadzą się w skórze w ciągu dnia. Chlapnięcie wody na twarz, czy
potraktowanie jej wodą micelarną, albo mleczkiem nie wystarcza, bo nie czyścimy
jej z rodników. A pozostawione na skórze przez noc "robią" swoją
robotę, szkodząc skórze. Dlatego do twarzy używam olejku myjącego, który
świetnie usuwa makijaż. Najpierw lekko masuję nim twarz, a potem dodaję wody.
Pod jej wpływem olejek zamienia się w emulsję, która "zbiera" cały
tłuszcz i brud, a także te biedne, niechciane rodniki :), pozostawiając nam czystą
i lekko nawilżoną skórę. Moim olejkiem użytym jest olejek czyszczący z firmy ACEVIVI,
który pięknie pachnie i doskonale czyści, ale polecam również Holika Holika czy
Tony Moly. Można je dostać na polskich stronach (cocolita.pl czy myasia.pl),
ale jeśli ktoś ma konto na e-bay, to bardziej proponuję się rozejrzeć na
stronach koreańskich, bo często są tańsze i to sporo, tyle, że trzeba czekać na
(bezpłatną) przesyłkę trochę dłużej. Za to jeżeli ktoś kręci nosem na ceny -
pamiętajcie, że nie zużyjecie tego w miesiąc, chyba, że chcecie wylewać to na
siebie. Do oczyszczenia potrzebna jest niewielka ilość, ja swój olejek o
pojemności 150 ml "męczę" już od 0,5 roku.
Krok drugi - oczyszczanie.
Następna jest pianka, którą usuwamy
resztki olejku i zanieczyszczeń. Raczej starajmy się nie dotykać twarzy rękoma.
Można się zaopatrzyć w gąbeczki lub małą szczoteczkę. Znajdziemy je w Rossmanie
za jakieś 3-5 złotych. Moja pianka jest z niemieckiej firmy CD, która
komunikuje się hasłem "kosmetyki bliskie naturze". W jej kosmetykach
nie znajdziemy parabenów, silikonów, produktów pochodzenia zwierzęcego, czy
olei mineralnych. Jednakże dla mnie pianka ma zbyt delikatne działanie i nie
nawilża mi skóry. Całkiem niedawno testowałam piankę firmy TONY MOLY Nutra
energy foam cleanser, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Pianka jest
właściwie bardziej w formie kremu, zamienia się w piankę dopiero pod wpływem
wody. jest potwornie wydajna, świeżo pachnie, świetnie czyści i nie pozostawia
szczypiącej skóry. Ceny nie odbiegają od cen zachodnich kosmetyków. Wydaje mi
się, że to trochę lepszy zakup :)
Następnym etapem, niepomijanym przez
Azjatki, ale przez nas już tak, jest codzienne ...
Krok trzeci – Złuszczanie
U nas raczej nie do pomyślenia,
zachodnie standardy polecają złuszczanie raz, dwa razy na tydzień. Wobec tego,
dlaczego Azjatki trzaskają swoją skórę na co dzień? Ano dlatego, ze w Korei,
czy Japonii są znacznie delikatniejsze kosmetyki złuszczające niż u nas. I mogę
to potwierdzić, stosując mojego pomidorka, czyli TONY MOLY - Tomatox massage
magic pack. Jestem leniem i stosuję ją raz na tydzień, ale nic nie stoi na
przeszkodzie, by stosować ją codziennie. Maska działa jak peeling enzymatyczny,
złuszczając martwy naskórek, oczyszczając pory i lekko nawilżając. Mam wrażliwą
skórę i każdy peeling, nawet enzymatyczny kończył się czerwoną twarzą, a skóra
dochodziła do siebie przez parę godzin. Po tej masce od razu widać rozjaśnienie
(lekko wybiela :)), a moja skóra czuje się świetnie i nie ma podrażnień.
Polecam z czystym sumieniem. I ostatnia w moich zbiorach maska ACEVIVI z
minerałami błota Morza Martwego. Wrzucona do oczyszczania, bo takie jest główne
zadanie. Przeznaczona do każdego typu skóry, zarówno tłustej jak i wrażliwej,
zresztą bardzo często pierwsze nie wyklucza drugiego. A to przez nasz zachodni
styl myślenia, że jak tłusta, to trzeba wysuszyć na maksa. Okazuje się, że nie
tędy droga, co świetnie tłumaczy książka Cho. W każdym razie maska też bardzo
fajnie oczyszcza, nie zostawia napiętej skóry, wręcz przeciwnie, moja skóra
jest bardzo zrelaksowana. Polecam.
Krok czwarty- Tonizowanie
Jak złuszczanie można pominąć, tak
tego już nie sposób. Po pierwsze, przywracamy pH skórze i uspokajamy ją po
oczyszczaniu, po drugie, robimy bazę dla naszych kremów. Bez tego, jeśli
nakładacie kremy, równie dobrze możecie je nakładać na foliową membranę, bo
Wasza skóra właśnie tak się zachowa. Po oczyszczaniu, ale bez tonizowania nie
będzie za bardzo chciała przyjąć składników odżywczych od kremów, więc równie
dobrze można sobie te kroki darować. Wbrew temu, co nam wciskają zachodnie
reklamy, toniki z alkoholem, nawet przy tłustej skórze, to bezsensowne męczenie
i wysuszanie Waszej skóry, a także prosta droga do uwrażliwienia jej,
zwiększenia produkcji sebum (skóra się broni), tym samym jeszcze większego
przetłuszczania się i pryszczy. Toniki wybierajmy nawilżające i, jak sama nazwa
wskazuje, tonizujące, przywracające pH skóry twarzy. Sama stosuję tonik GARNIERA
różowy, jednakże jak najbardziej polecam koreańskie, które mają naturalniejsze
nieco składy niż nasze drogeryjne (choć można znaleźć perełki), albo wodę
różaną.
Na dziś tyle, niedługo kolejna
część.
Macie jakieś kosmetyki azjatyckie?
Pochwalcie się :)
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza
Dziękuję za każdy komentarz, to mocno motywuje.
Będzie mi również bardzo miło jeśli zaobserwujesz mojego bloga. :)